wtorek, 28 maja 2013

6."Co mi za to dasz?"

   Heloł ^^ Witajcie z powrotem. 
Mamy szablooon ! I jak wam się podoba? Według mnie jest super, taki… Fremioniasty xD
Wiem, że długo nie pisałam, ale mam teraz trochę problemów, więc… Nie gryźcie xd Rozdział trochę słaby, mało akcji, ale ogólnie to nie mam zbytnio weny ;/
Ponad 1700 wejść ! OMG! Dziękuuujeeeee !!!!! Jestem wam taka wdzięczna, że nie wiem! To jedyny blog, którego pisania nie zaprzestałam po trzecim rozdziale xD Dziękuję wam wszystkim bardzio! I dlatego postanowiłam napisać miniaturkę ! To jeszcze nie teraz, ale niedługo, niedługo… Co o tym myślicie ?
***
-Gin! Czy ty zawsze musisz budzić tak wcześnie?- jęczał Fred, mieszając łyżką talerz płatków z mlekiem.- Wszystkim się chce spać. O, patrz! Ron to nawet zasnął w owsiance.
-To nie problem – mruknęła ruda, a po chwili najmłodszy syn Weasleyów otrzepywał się z zimnej wody.
-Ginny, no! Musiałaś?- zajęczał.
-Trzeba było nie zasypiać na stole!
   Hermiona gryzła powoli kanapkę z dżemem i z uśmiechem obserwowała całe zajście. Z tą rodziną nie było nudno.
-Gin, co dziś robimy?
-Ty razem z Georgem gotujecie.
Wspomniany bliźniak szybko napisał coś na serwetce i podsunął swojej kopii. Ten, dość zdziwiony,  przeczytał koślawy napis:
                                                                      Nie zamienię się.
Fred burknął coś pod nosem, trącając brata w ramię.
-Nawet nie chciałem o to zapytać – syknął mu do ucha.
-Ta. Jasne.
Śniadanie przebiegło spokojnie i bez dalszych komplikacji. Zaraz po nim, Hermiona poszła się przebrać do pokoju. Dziewczyna grzebała w szufladach w poszukiwaniu odpowiedniej koszulki, czyli starej i spranej. W końcu, ubana we wszystko co można zniszczyć, wyszła z pokoju. Niestety, nie było jej dane zejść na dół. Zaraz przy schodach została zakneblowana i przeniesiona do pokoju, zwanego przez panią Weasley „bombą”.  Kiedy tylko z powrotem mogła mówić, wykrzyknęła:
-Fredzie Weasley! Czy można wiedzieć co ty robisz?!
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko siedział na łóżku i uśmiechał się.
-Czy kojarzysz może takie zdjęcie?- spytał rudzielec.
Hermiona niepewnie spojrzała na fotografię. Była na niej czteroletnia szatynka w wannie.
-Skąd ty to masz?!
Fred wyszczerzył się.
-Nie ważne. Co mi za to dasz?- spytał chłopak, klepiąc się w policzek.
Hermiona westchnęła, ale pochyliła  się i cmoknęła rudzielca w policzek, wyrywając jednocześnie zdjęcie. Po tym szybko zniknęła za drzwiami.
***
-George, przepraszam, ale twój durny bliźniak mnie zatrzymał- Hermiona już od progu zaczęła się tłumaczyć.
-Mionka, spoko, nic się nie dzieje.
Dziewczyna uśmiechęła się do rudzielca i zaczęła szykować składniki. Mieli upiec trzy torty, wielgachne jak stodoły i siedem kurczaków, takich zmutowanych, po przecież normalny kurczak nie jest wielkości jamnika zwiniętego w kłębek. Hermiona zajęła się przygotowywaniem masy na czekoladową warstwę, a George przyprawiał mutanty. Nagle szatynka wstała i podeszła do chłopaka od tyłu.
-George..-zaczęła niepewnie.
-Tak?- rudzielec odwrócił się.
Hermiona sypnęła mu mąką w twarz. Ze śmiechem zaczęła uciekać wokół stołu. Ganiali się tak z 15 minut, aż w końcu George poślizgnął się i wylądował na podłodze. Hermiona śmiała się, patrząc na niego. Byli do siebie z Georgem bardzo podobni, więc nic dziwnego, że dobrze się razem czuli.
***
-Nareszcie!- Hermiona opadła zmęczona na krzesło.- Ale jestem zmęczona.
-Taa, ja też- George otrzepał się z mąki.- Idę na górę się przebrać. Hermiono?
Szatynka podniosła głowę.
-Fajnie by było, gdybyś została moją siostrą.
***
Noc. Najpiękniejsza pora, kiedy wszystko jest inne, tajemnicze, wspaniałe… Sowy hukały, gwiazdy świeciły na niebie. Ginny, Harry, Ron i George rozstawiali namiot. Hermiona siedziała w oknie, z nogami wywalonymi poza futrynę, spoglądając w niebo. Zamknęła oczy i przywołała obraz chłopaka swoich marzeń. Czarne włosy, piwne oczy, wysoki, umięśniony… Nagle wyimaginowana postać zaczęła się zmieniać. Czarne włosy nabrały rudego koloru, oczy ciemniały… Po chwili w jej marzeniach stał Fred Weasley, z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem, błyskiem w oczach i postawą luzaka. To był chłopak jej marzeń?
Nagle szatynka poczuła jak odrywa się od okna. Gwałtownie otworzyła oczy.
-Fredzie Weasley!- wrzasnęła na całe podwórze.- Idioto nad idiotami, skończony kretynie, marna podróbo człowieka, postaw mnie na ziemi!
Rudzielec zaśmiał się tylko i przyspieszył jeszcze. Hermiona oplotła ramionami jego brzuch i syknęła:
-Weasley, jak tylko zejdziemy na ziemię, zabiję cię!
Ale chłopak ani myślał lądować. Wisiał głową w dół, pikował, latał z zawrotną prędkością, w dodatku był na Błyskawicy Harry’ego. Kiedy w końcu stopy Hermiony dotknęły ziemi, ta wyburczała:
-Weasley… Chodź tu, muszę ci przywalić!
Zamachnęła się, ale jedyne, co udało jej się zrobić, to upaść w ramiona rudemu chłopakowi.
-Zaniosę cię na górę.
Kiedy szli po schodach, dziewczyna zaczęła się wyrywać.
-Pójdę sama!
-Nie, nie pójdziesz.
Fred wniósł ją do pokoju i położył na łóżku.
-Idź spać, Mionko. Jesteś zmęczona.
***
-Wszyscy na miejscach? Uwaga, zaraz wejdą!
Ginny latała po namiocie, ustawiając gości. Była 17.28, za dwie minuty mieli się zjawić państwo Weasley. Fred stał z boku, przyglądając się Hermionie. Miała na sobie sukienkę do kolan, koloru kości słoniowej. Włosy upięła w koka, a na nogach miała zwykłe baleriny. Wyglądała tak pięknie, a on… Musiał męczyć się z Angeliną. Dziewczyna uwiesiła się mu na ramieniu i paplała jakieś głupoty.
-Freddie! Fred! Słuchasz mnie w ogóle?
-Co? A, tak. Przepraszam Angie, zamyśliłem się.
-Już idą!- Ginny stanęła na czele tłumu w namiocie z kwiatami.
Po chwili w namiocie zjawili się państwo Weasley, a wszyscy ryknęli zgodnie:
-NIESPODZIANKA!
Pani Weasley omal się nie popłakała, ściskała Ginny, i z uśmiechem przyjmowała od wszystkich życzenia. Zaczęła grać muzyka, wszyscy ruszyli do tańca.
-Freddie, no chodź, zatańczymy!
Angelina próbowała jakoś rozruszać rudzielca, przetańczyła z nim kilka piosenek, ale on tylko podeptał jej stopy.
-Wiesz co, ja pójdę do Georga. On przynajmniej będzie chciał tańczyć!- fuknęła dziewczyna.
Fred patrzył smętnie w kierunku pewnej Gryfonki, która właśnie w najlepsze rozmawiała z Harrym.
-Raz się żyje – mruknął do siebie i ruszył w stronę Hermiony.
-Wiesz, mimo wszystko mogę ci pożyczyć… O, cześć Fred- szatynka uśmiechnęła się wesoło do rudzielca.
Bliźniak pociągnął ją za rękę i poprowadził na parkiet.
-Co ty robisz, człowieku?!
-Jak to co?- Fred przyciągnął do siebie Hermionę.- Tańczę.
Zaczęła się piosenka. Kołysali się w rytm muzyki, najpierw nieśmiało, potem pewniej. Po chwili wirowali już w razem z innymi parami. W pewnym momencie zatrzymali, po środku kręgu. Patrzyli sobie w oczy, głęboko. Ich usta były coraz bliżej siebie. Serce Hermiony biło szybko jak serce pisklęcia. Ich twarze dzieliły centymetry… Piosenka się skończyła. Hermiona odsunęła się od Freda na bezpieczną odległość.
-Chodź, wyjdziemy na dwór- rudzielec pociągnął dziewczynę za sobą.
Na podwórzu było chłodno, ale romantycznie. Gwiazdy świeciły, wiatr szumiał. Hermiona potarła ręce.
-Zimno ci?- spytał szatynki.
-To nic, zaraz pójdę po sweter.
Fred zdjął marynarkę i zarzucił Gryfonce na ramiona.
-Och… Dzięki.
Siedzieli chwilę na murku i rozmawiali.
-Ja wracam do namiotu. Idziesz?- Fred otrzepał spodnie.
-Nie, posiedzę tu jeszcze chwilę.
   Nim się obejrzała, była północ, wszyscy goście się rozeszli, a ona nadal miała na sobie marynarkę Gryfona. Ruszyła do Nory, zapukała do drzwi pokoju bliźniaków. Nikt nie odpowiedział, ale i tak weszła. Nie minęła chwila, jak została przyciśnięta do ściany przez Freda. Wtulił się w nią i coś wybełkotał. Hermiona poznała, że jest pijany. Mimo, iż było jej dość przyjemnie, odepchnęła chłopaka, rzuciła w niego marynarką i wyszła. Nie lubiła pijanych osób.