czwartek, 26 września 2013

Rozdział 10 cz.1

Witam^^
Na wstępie obiecuję dwie rzeczy: wstawiać rozdziały co tydzień, dwa oraz nie obiecywać szczegółowych terminów ;)
Aktualnie jestem w fazie kreowania najlepszej, najciekawszej części tego opowiadania, dlatego mam wenę-giganta ;3
Rozdział dedykuję komentującym oraz dwóm dziewczynom, które poznałam niedawno, a już męczą mnie o rozdział.
Basiuniu, Asiuniu - to dla was ;)
***********************
10.
Listopad. Czas deszczu, szarugi, zimna.
Hermiona lubiła, kiedy kropelki bębniły o parapety i dachy. To czas, w którym szatynka siadała przy kominku z książką oraz czekoladą od Zgredka, i tak było także dziś.
-Proszę, mleczna, gorąca czekolada z dwiema piankami, tak jak panienka lubi- zapiszczał skrzat, kłaniając się do ziemi.
-Dziękuję ci, ale sama bym po to przyszła- odpowiedziała Hermiona z bladym uśmiechem. Nie czuła się dziś najlepiej.
-Nie, nie! Zgredek kocha swoją pracę! Ale w kuchni wcale nie jest tak ciepło nocą, dlatego Zgredek często marznie...
Hermiona uśmiechnęła się i wręczyła skrzatowi gruby, bawełniany sweterek, zrobiony przez nią na drutach. Zgredek zapiszczał, podziękował na kolanach, po czym aportował się z trzaskiem. Szatynka sięgnęła po leżącą obok grubą księgę ze spóchniałą okładką. Było to stare wydanie "Historii Hogwartu". Wszytkie inne zostały wypożyczone, a ponieważ pani Pince ufała dziewczynie, powierzyła jej księgę, zastrzegając wcześniej:
-Uważaj na nią, dziecko, jest bardzo delikatna i cenna!
To było głupie z jej strony. Każda książka, która została wypożyczona przez Hermionę, wracała czasami nawet w lepszym stanie, niż w jakim szatynka ją wzięła. Dziewczyna kochała je, traktowała jak złoto.
Otworzyła księgę. Z kartek buchnęła chmura kurzu. Hermiona zakaszlała i jednym machnięciem różdżki oczyściła książkę. Upiła łyk czekolady i przewróciła kruchą stronicę. Zmarszczyła brwi.
Pierwsze dwie kartki były puste. Owszem, na papierze widniały delikatne ryski i wgłębienia po piórze, ale ani śladu pisma. Przewróciła kartkę, jedną, drugą, trzecią, czwartą. Nic. Dopiero na siódmej zaczynał się wstęp. Zaniepokojona Hermiona przekartkowała księgę. W wielu miejscach były puste pola.
Szatynka odłożyła księgę. Nie miała nawet ochoty, by dokończyć czekoladę. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić.
-Co robisz?- usłyszała wesoły głos koło swojego ucha.
Podskoczyła.
-Profesor Tonks!- pisnęła wystraszonym głosikiem.
-Proszę, Hermiono- powiedziała kobieta z grymasem na twarzy.-Po prostu Tonks.
-Dobrze...Tonks. Co tu robisz?
-Byłam na dole- wskazała głową na okno. Na błoniach urządzili sobie imprezę, z kolorowymi światłami i ogniskiem. Jej ubranie i fryzura były podobne - tęczowe, bez ładu i składu.
-Zastanawiałam się, dlaczego cię nie ma.
-Mam coś do przejrzenia.
Zanim zdążyła schować  księgę, Tonks już miała ją w rękach.
-Hmm... To dość dziwne- stwierdziła.
Machnęła różdżką. Kartki zafalowały, ale po za tym nic się nie stało. Tonks wyczarowała srebrną wić, która prześlizgnęła się po pustych kartkach, błysnęła, po czym z powrotem wróciła do różdżki.
-Zaklęcie blokujące pismo V stopnia- stwierdziła profesorka.-Zwykłe zaklęcia tu nie pomogą. Potrzeba specjalnego, a w dodatku czarnomagicznego. Niestety, nie znam go. Przykro mi.
Stały chwilę w ciszy, po czym Nimfadora odłożyła księgę.
-Ja już wracam na dół. Musisz przyjść, jest super!
-Dzięki, ale nie. Cieszę się pustym Pokojem Wspólnym.
-Jak chcesz. Dobrej nocy, Hermiono!
Tonks wyszła z pokoju, strącając przy okazji ulubiony wazon Georga. Tak, zabrał go do Hogwartu ze sobą.
-Reparo- powiedziała cicho Hemriona. Co by się działo, gdyby George wiedział...
Szatynka wróciła do swojego ulubionego fotelu, skuliła się, a po chwili już spała.
***
Fala nastolatków wlała się do Pokoju Wspólnego grubo po dwudziestej trzeciej. Wszyscy roześmiani, zmęczeni, niektórzy także pijani. Rozeszli się szybko do dormitoriów. Fred odprowadzał mocno wstawionego Georga do łóżka, a ten gadał coś o rysach na wazonie.
-Bracie, spać - Fred popchnął brata na łóżko i przykrył kołdrą. Ten przytulił skrawek poduszki do twarzy i wymruczał:
-Wazonik mój pełen kwiatów jest, a ludzie chcą go zabić... Gdzie tu sprawiedliwość?!
Po chwili już spał. Fred pokręcił głową. Zdjął koszulkę, założył cienkie, dresowe spodnie i położył się do łóżka.
***
Długo nie mógł zasnąć. Przekręcał się z boku na bok, raz było mu zimno, raz gorąco. W końcu zrezygnowany wstał o zszedł do Pokoju Wspólnego.
***
Ogień był jedynym źródłem światła w Pokoju Wspólnym. Trzaskał wesoło. Fred zbliżył się do niego. Zamierzał usiąść w swoim ulubionym fotelu, ale coś, a raczej ktoś już tam był. Leżała w nim skulona Hermiona. Spała. Fred uśmiechnął się i wziął szatynkę na ręce. Ta wymruczała coś jedynie, wtuliła nos w jego zagłębienie nad obojczykiem i z powrotem zasnęła. Rudzielec wyłożył się na kanapie, Hermionę ułożył obok. Dziewczyna uczepiła się szyi bliźniaka i spała na jego klatce piersiowej. Chłopak trzymał nos w jej włosach.
-Brzoskwinia-wymruczał, głaszcząc dziewczynę po policzku.
Kochał ją. To, jak się uśmiechała, jak chodziła, jak się uczyła. Kochał ten słodki dołeczek na czole, kiedy marszczyła brwi. Kochał jej szopę, wiecznie nieokiełznaną, ale piękną. Kochał Hermionę, sercem i duszą.
Minęła jedna godzina, druga. Fred zaczął robić się śpiący. Chwycił koc, przykrył nim siebie i szatynkę, po czym błyskawicznie zasnął.
***
Za oknem było jeszcze ciemno, kiedy Hermiona otworzyła oczy. Przeciągnęła się, rozejrzała i krew zamarzła jej w żyłach. Tuż obok niej leżał Fred. Spał. Włosy miał zwichrzone, usta rozchylone. Powoli zaczął otwierać oczy. Parę sekund później na szatynkę patrzyły dwie, prześliczne cynamonowe tęczówki.
-Dzień dobry- szepnął Fred.
Przeciągnął się, koc spadł. Nie miał koszulki. Hermiona zarumieniła się i spuściła wzrok.
-Co ty tu robisz?- wymruczała.
-Przyszedłem w nocy, ty byłaś zimna, to cię przykryłem. A że ja tu zasnąłem, to przypadek.
Usiadł. Przybliżył się powoli do Hermiony. Bardzo blisko.
-Jak było na imprezie?
Parsknął.
-Weź daj spokój. George ochlał się jak świnia.
Zaśmiali się razem.
-A ty, molu książkowy, co robiłaś?
-Miałam randkę z książką.
Siedzieli w ciszy. Każde z nich miało w głowie mętlik.
-Wiesz...-zaczął Fred, odwracając głowę w stronę Hermiony.-Słodko wyglądasz, kiedy śpisz. Ogólnie jesteś... Słodka.
Pogłaskał ją po policzku. Dziewczyna wyciągnęła rękę i opuszkami palców przejechała po klatce piersiowej Freda. Chłopak delikatnie pochylił głowę. Dotknęli się nosami. Ich usta dzieliły, milimetry, w ich ciałach płonął ogień...
-Dzień dobry, promyczki!- George z wrzaskiem wszedł do pokoju.
Hermiona gwałtownie odskoczyła od Freda. Wstała z kanapy i pomknęła speszona w stronę dormitoriów. George usiadł obok swojego bliźniaka.
-Brawo, stary!
-Oj, daj spokój -George wyszczerzył zęby.-Jeszcze będzie wiele okazji, żebyście mogli się migdalić.
***
W Wielkiej Sali trwał gwar. Wszyscy z entuzjazmem rozmawiali o wczorajszej nocy. Hermiona siedziała dziś z dala od przyjaciół. Z dala od Freda. Dużo rozmyślała o nocy. W tamtej chwili, kiedy na nią patrzył, miała ochotę utopić się w jego ramionach, i całować, całować, całować... To był impuls, ale jakoś żałowała, że tego nie zrobiła.
Miłość. Temat przereklamowany, prawda? Hermiona przez szesnaście lat uciekała, krążyła, odwracała się przed miłością, aż nagle BUM! Trafiło ją. W dodatku był to przebojowy, zabawny, przystojny i popularny Fred Weasley, obiekt westchnień połowy szkoły, a ona... Ona była nijaką kujonicą bez życia towarzyskiego. Szczęście nie było im dane.
W jednej chwili wszyscy ucichli. Hermiona podniosła głowę. Dumbledore przemawiał.
-Moi drodzy!- zaczął dyrektor.- Wczoraj wszyscy bawili się wspaniale. A dziś, ponieważ pogoda oraz humory dopisują, całą szkołą wybierzemy się do Hogsmeade!
Okrzyki radości prawie rozsadziły okna. Uczniowie szybko kończyli śniadanie. Hermiona wychodziła już z sali, nie lubiła tłumów. Energicznie przemierzała korytarz ze spuszczoną głową. W pewnym momencie silnie uderzyła w coś twardego. Z okrzykiem na ustach wylądowała na posadzce.
-Uważaj jak łazisz, Granger!- warknął tleniony blondyn na podłodze przed nią. Malfoy.
Z zażenowaniem zaczęła pomagać mu zbierać rzeczy.
-Przepraszam, przykro mi-wyjąkała.
Wzięła do ręki małą, grubą książeczkę w czarnej okładce. Na środku, srebrnymi literami,  wyryty został napis:
Czarnomagiczne zaklęcia i eliksiry
Szatynka otworzyła szeroko oczy. To jest to!
-Oddawaj! -warknął, wyrywając jej książeczkę. Wsadził ją do tylnej kieszeni spodni i odszedł w kierunku głównego wejścia do szkoły.
***
-Ale będzie fajnie!- pisnęła Ginny. Ruda nieźle się wystroiła. Miała na sobie czarną kurtkę z futrem przy kapturze, spod której wystawał rąbek odblaskowo zielonego swetra. Spodnie były czarne, a na nogi włożyła brązowe botki. Całość dopełniała brązowa czapka z zielonym pomponem.
Hermiona często zazdrosciła Ginny. Weasleyówna była wysoka, szczupła, a oprócz tego miała piękne włosy, śliczną twarz i nogi do nieba.
Szatynka spojrzała na siebie z niesmakiem. Założyła biały sweter w granatowe paski, czarne spodnie, czarne kozaki oraz czerwoną kurtkę. Włosy rozpuściła - z tą szopą na głowie i tak inna fryzura by nie przeszła. Dodatkowo była niska oraz nie miała idealnej figury. Po prostu żenada.
-Halo, ziemia do Mionki- George pstryknął palcami.
Dziewczyna spuściła wzrok. Czuła się trochę niezręcznie w towarzystwie Freda, ale starała się tego nie okazywać. Miała dosyć przesłuchań.
-Idziemy do Miodowego Królestwa, tak?- spytała starsza Gryfonka.
-Tak, a potem do Trzech Mioteł- Harry przecierał okulary.- Mam nadzieję, że nie będzie tłumów.
-Nie łudź się, w końcu wychodzimy całą szkołą.
Przyjaciele weszli razem do Miodowego Królestwa. Ron oblizał się na myśl o słodyczach i od razu pognał do stoiska z czekoladowymi żabami. Hermiona wybrała parę babeczek z bitą śmietaną, czekoladowe ośmiornice, Fasolki Wszystkich Smaków, ciastka dyniowe. Zapłaciła i wyszła przed sklep.
Po ulicach Hogsmeade przebiegały chmary uczniów. Śmiali się, rozmawiali, jedli przysmaki. Byli szczęśliwi. Hermiona zazdrościła im tej beztroski. Życie bez zmartwień... To był szczyt jej marzeń.
Środkiem drogi szedł Malfoy. Wyglądał na złego. Ze złością odgryzł czubek czerwonej żujki. Zmierzał w stronę Hogwartu. Z tylnej kieszeni jego spodni wystawała książeczka. Dziewczyna odbiła się od ściany. Już wiedziała, co musi zrobić.
***
Fred i George świetnie się bawili. Wybierali pudełka Fasolek, czekoladowe żaby, pałki lukrecjowe, sok z dyni, babeczki, ciastka... Raj dla smakoszy. Ze śmiechem wytoczyli się ze sklepu. Fred zobaczył oddalającą się powoli Hermionę.
-Bracie, idź do Trzech Mioteł i zajmij stolik-powiedział.- Ja muszę coś jeszcze sprawdzić.
-Jak chcesz.
George odwrócił się i odszedł w głąb Hogsmeade.