Ale to jest dziwne, wiecie? Myślałam sobie: "A, wakacje, siądę, napiszę ze trzy, cztery rozdziały, będzie git!" A tu kij. To tak się wydaje, że tyyyyyyyle wolnego, że łohoho! Zaprzęgli mnie w domu do roboty i codziennie weź sprzątaj! Nie wiedziałam nawet, że tyle tego jest w takim nie za dużym mieszkanku, jak moje. W dodatku dużo czasu przebywałam z przyjaciółką, na dwa tygodnie wyjechałam, upał wyssał ze mnie wenę, i tak dale, i tak dalej... Mogłabym się przed wami tłumaczyć i opowiadać jeszcze ze dwie strony, ale po co? W każdym razie przybyłam, pracowałam, zwyciężyłam, i mam! Jak dla mnie trochę krótki, ale z historii jestem dumna, bo co! Nie można całe życie biadolić: "Eee, to nudne wyszło, głupie, błędy, i w ogóle, nie piszcie, że fajne, bo wiem, że tak nie jest :(", o nie, nie! :D
A tak z innej beczki, ostatnio przeczytałam "Numery" Rachel Ward. Świetna książka polecam.
Następny rozdział przed 10 września ukaże się NA PEWNO!
***********************************************************************************
Wybiła godzina 15.00, dnia 31 października. To dzisiaj miał się odbyć bal.
Ginny od trzech godzin biegała po pokoju jak szalona. Sukienkę trzeba wyprasować, buty mają plamę, naszyjnik zakurzony...
Hermiona miała tego powoli dosyć. Dobrze chociaż, że Lavender i Parvati poszły się szykować do siostry tej drugiej, Padmy...
-Gin, dosyć!- krzyknęła szatynka, zatrzaskując książkę.- Wszystko jest idealne, a do balu zostały nam dwie godziny. Możesz spokojnie się zrelaksować.
-Kiedy nie mogę!- jęknęła panna Weasley.- Strasznie się stresuję tym balem. Chciałabym, żeby Harry zrobił jakiś krok...
Hermiona westchnęła. Harry zdawał się w ogóle nie zauważać Gin. Przyjaciółka szatynki traciła więc tylko czas i nerwy.
-Ale, ale! Nie gadajmy o mnie- powiedziała Ginny.- Gdzie jest twój strój?
-Tutaj.
Hermiona sięgnęła na szafkę koło łóżka i chwyciła czarną maskę karnawałową, ozdobioną białymi piórami.
-Okej, maska jest, ale gdzie reszta?
-TO jest reszta.
Hermiona założyła maskę. Wokół niej zaczęły tańczyć złote drobiny. Kręciły się, podskakiwały. Otoczyły ją całą, po czym rozbłysły i opadły.
Ginny wciągnęła głośno powietrze.
Przed Rudą stała majestatyczna i dziwnie tajemnicza postać. Miała na sobie długą do kolan, krwistoczerwoną sukienkę bez ramiączek,wyciętą pod biustem czarną wstęgą. Na dole przyczepiona była czarna, kwiecista falbana. Buty miała białe, na niewielkim obcasie. Taki sam kolor miały krótkie, cieniutkie rękawiczki. Na szyi błyszczał niewielki rubin na srebrnym łańcuszku. Ale nie ta suknia, nie buty, ani nie naszyjnik zachwycał. Najbardziej w oczy rzucały się skrzydła, długie do ziemi, pierzaste i czarne jak smoła.
Jedyne, co pozostało z cichej, grzecznej Hermiony, to włosy, jak zwykle rozwichrzone i w kolorze czekolady.
-Kim jesteś, i co zrobiłaś z moją przyjaciółką?- szepnęła Ginny, siadając z wrażenia na łóżku.
Szatynka zachichotała.
-Czarowałam tą maskę bite trzy godziny.
-Efekt jest super! Przy tobie będę wyglądać jak szara mysz- jęknęła Ruda, patrząc z niesmakiem na kostium elfa.
-Daj spokój. W Hogwarcie jest tyle facetów!
Ginny trochę się rozchmurzyła, ale i tak miała smętną minę. Ale za to Hermiona wiedziała jak ją pocieszyć. Zdjęła maskę. Błysnęło ostre światło, i już z powrotem przed panną Weasley stała nudna, cicha szatynka. Wyjęła z szafki dwie brzęczące butelki.
-Piwo kremowe!- pisnęła Ruda, chwytając napój.
-Myślę, że możemy sobie pozwolić na zastrzyk radości przed tym koszmarnym balem!
Przez następne półtorej godziny z radością rozmawiały na wiele tematów. Co prawda nie była bardzo inteligentna rozmowa, jaką prowadziła zwykle z Theodorem, czy Krukonką z piątego roku, Evie, ale tak samo przyjemna. Ginny wylała swoje żale na temat Bliznowatego, braci, nauczycieli, a Hermiona z radością wszystkiego wysłuchała. Lubiła słuchać o wiele bardziej niż mówić. Była dość zamknięta w sobie i niedostępna, nawet dla swojej najlepszej przyjaciółki.
Pół godziny przed balem Ginny zaczęła się ubierać, a Hermiona z chęcią jej w tym pomogła. Zapięła sukienkę, związała włosy w długiego kłosa. Ostatecznie Ruda wyglądała pięknie i kobieco. Hermiona postanowiła, że na razie nie założy maski. Ubrała za to szkolny mundurek, a kolory krawata zmieniła na krukońskie.
Pod Wielką Salą były o 17.05. Zabawa już trwała. Co prawda bal był tylko dla uczniów piątych, szóstych i siódmych klas, ale niektórzy na niego nie przychodzili, dlatego najszybsi czwartoklasiści dostali przepustki na zabawę, w tym Ginny.
Wielka Sala wyglądała zjawiskowo. Pod zaczarowanym sklepieniem wisiało tysiące świeczek, które świeciły głównie na pomarańczowo, ale różu i błękitu też nie zabrakło. We wszystkich kątach stały ogromne dynie, większe nawet od Hagrida. Niektóre były wściekłe, niektóre mroczne, ale najwięcej było tych z upiornymi, szyderczymi uśmiechami. Wzdłuż ścian stały stoły, a na nich żelki w kształcie oczu, ciastka - kościotrupy, krwiste ciasta, i wiele innych upiornych słodkości, a także nieco pożywniejsze jedzenie. Hogwardzkie duchy przelatywały pod świeczkami, w długich oknach wisiały upiorne witraże. Na parkiecie zaś tańczyły najprzeróżniejsze stwory: wilkołaki, wampiry, demony, diabły, wróżki, elfy, księżniczki, rycerze. Nie zabrakło także Mistera Tłustych Włosów, trzech Dumbledorów, jedna Trelawney. Ogólnie wesoła ferajna.
***
Fred z Georgem stali koło jednej z dyni razem ze swoją "paczką", czyli Chłopcem-Który-Przeżył-By-Być-Otaczanym-Przez-Fanki, objadającym się Ronem, Lee Jordanem, Angeliną i Katie Bell. Brakowało tylko Ginny i Hermiony, i to właśnie tej drugiej wypatrywał Fred. Nie wiedział, za co się przebrała, dlatego zdezorientowany, wodził oczami po sali. Chciał jej dzisiaj powiedzieć, co czuje. A Angelina? Nie, jeszcze z nią nie zerwał. Chodziła obrażona i nie miała zamiaru się do niego odzywać. Rudemu nawet to odpowiadało.
-Jesteśmy!- krzyknęła Ginny, zbliżając się do grupki pod dynią.
-Gin...-odezwał się cicho Harry. Rudej zabiło serce.-Coś długo się szykowałyście.
-Daj spokój, to tylko 5 minut- warknęła Hermiona, odciągając rudą, której łzy zalśniły w oczach.
-A ty, Mionko, za co się przebrałaś?- spytał George.- Za siebie? Czyżby nowa forma uwielbienia?
-Nie, moja Mionusia przebrała się za Krukonkę!- Blaise wyrósł jakby spod ziemi i przytulił do siebie Gryfonkę.
-Nie jest twoja, ślizgoński śmieciu- warknął Fred pod nosem.
Ale Hermiona już nie zwracała nawet na niego uwagi.
-Diable, jesteś diabłem!- zaśmiała się szatynka.
Ślizgon obkręcił się wokół własnej osi.
-Zgadza się.
Rona zaczęła denerwować sielanka przyjaciół.
-Hermiona, zatańczysz ?- spytał rudzielec.
-No jasne, ale ze mną - Wilkołak zwany Theodorem porwał dziewczynę na parkiet.
Przetańczyli razem trzy piosenki, po czym Hermiona głośno zaprotestowała dalszej zabawie. Podeszli razem do stołu i napili się soku. Przyglądał się temu pewien rudy bliźniak, w którym złość aż kipiała. A może nie złość, tylko... Zazdrość? Powoli zebrał się w sobie i ruszył w stronę dwójki przyjaciół, kiedy ona... Zniknęła! Przed chwilą była, a teraz już nie. Fred westchnął.
-Co jest, brat?- George wyrósł spod ziemi.
-Nic mi nie jest-mruknął rudy z kwaśną miną.
-Może skoczyła do łazienki. Nie martw się, cała noc przed wami.
Fred stał tam chwilę z rozdziabionymi ustami. W końcu byli bliźniakami. Czytali sobie w myślach bez Legilimencji. Przecież nawet przebrali się za Yin&Yang. Wieczna harmonia.
***
Hermiona wygładziła sukienkę. Założyła już maskę. Wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem wkroczyła na Wielką Salę. Najbliżej stojący chłopcy spojrzeli na nią z uwielbieniem, dziewczęta z zazdrością. Szatynka miała ochotę skulić się i wpęłznąć pod jedną z dyń, ale pozostała wyprostowana i dumna. Dzisiaj będzie odważna. Dzisiaj z nim zatańczy. Przeszła szybko, a ludzie schodzili jej z drogi. W końcu stanęła przed Fredem. Spojrzała w jego brązowe oczy, złapała go za ciepłą rękę i poprowadziła na parkiet. Angelina kipiała z zazdrości.
-Patrz, Kat, a ze mną to nie chciał tańczyć!- powiedziała do stojącej obok panny Bell.- Głupia, wypindrzona lafirynda.
Tańczyli w rytm muzyki około dziesięciu minut. W końcu zeszli z parkietu, kierując się w stronę stołu z napojami. Przez cały taniec dziewczyna nie powiedziała nic, i to intrygowało Freda. Miała piękny kostium, ale czy była godną rozmówczynią? Przyglądał się, jak nalewa sobie soku, jak pije go w specyficzny, znajomy sposób. Zupełnie jak...
-Hermiona?
Dziewczyna uśmiechnęła się, jej orzechowe oczy zabłyszczały.
-Myślę, że znasz odpowiedź -szepnęła.
Złapała go za ramię i zaciągnęła za jedną z dyń. Zdjęła maskę, błysnęło się, i przed stała Hermiona w przebraniu Krukonki.
-Wow...- wyszeptał Fred.-Jak ty to zrobiłaś?
-Magia.
Założyła z powrotem maskę i umknęła w cieniu na drugi koniec sali. Rudzielec wyglądał jej chwilę, ale ona jakby rozpłynęła się w powietrzu.
***
23.45
Zabawa miała trwać jeszcze długo, ale Hermiona była już zmęczona. Zebrała się i ruszyła w stronę wyjścia. Nagle ktoś złapał ją za rękę i wciągnął za dynię.
-Hermiono, musimy pogadać-powiedział czarnowłosy chłopak z okularami na nosie.
-Co jest, Harry?
-Ciii-szepnął.-Nie jestem Harry. To ja, Nimfadora. Niestety, musiałam przyjść w przebraniu.
-Profesor Tonks?- pisnęła cicho szatynka.
-Tak, tak, posłuchaj. Kiedy wyjdziesz zza dyni, skieruj się od razu do gabinetu Dumbledora. O dwunastej się otworzy. Ale masz nikomu o tym nie mówić! To tajne. Och, i zachowuj się naturalnie. Nikt nie może się dowiedzieć, gdzie idziesz.
Hermiona pokiwała głową i cicho wymknęła się zza dyni. Ziewnęła dla niepoznaki i ruszyła w stronę wyjścia.
***
Fred widział, że Hermiona wychodzi. Pewnie zmierzała w stronę Wieży Gryffindoru. Nie należała do imprezowiczek, dlatego już się zmęczyła. Rudzielec uśmiechnął się i szybko wyszedł z Wielkiej Sali. Postanowił schować się w starej klasie do transmutacji na drodze do Wieży. Znał skróty, dlatego wiedział, że zdąży przed szatynką. Tutaj ukryty tunel pod gobelinem, potem schody ukryte w ścianie, wystarczy odpowiednie zaklęcie. Fred zaśmiał się cicho. Czasem warto było włóczyć się nocami po zamku i uciekać przed Filchem. Do sali dotarł za pięć dwunasta. Stanął z boku przy otworze na oko. W czarnych ciuchach nikt go nie zauważy. Czekał. 5 minut. 10. 20. Pół godziny.
-Co ona, objazdami chodzi?- szepnął do siebie zdegustowany rudzielec.
Kroki na korytarzu. Ciche skrzypnięcie zamka w drzwiach.
-Co do...?
Do środka wpadł biały anioł z wampirem. Całowali się i byli tym dość pochłonięci. Kiedy Dracula zaczął zdejmować górną część stroju anioła, Fred postanowił powiadomić kochanków o swojej obecności. Ledwie podszedł bliżej anielskiej dziewczyny, rzuciły mu się w oczy ostre rysy, ciemna skóra i długi warkocz do pasa.
-Proszę, proszę. Angie i jej przyjaciel - wampir.
Dziewczyna odwróciła się. Zgarnęła strój, który leżał już na podłodze w całości, i zaczęła zduszonym głosem:
-Fred, to nie tak, jak...
-Drętwota! Drętwota!
Wampir i Angelina leżeli już na podłodze.
-Zaklęcie przejdzie za godzinę, więc będziecie mogli się dalej zabawiać, o ile ktoś was nie znajdzie.
Fred ruszył w stronę wyjścia. Kiedy był już przy drzwiach, zatrzymał się i odwrócił.
-Angelino... Ja wiem, że to tylko formalność, ale z nami koniec. Nie będę słuchał twoich wyjaśnień.
***
-Dobrze, że jesteś, Hermiono. Ładne przebranie.
Dziewczyna siedziała na krześle w gabinecie Albusa Dumbledora. Nie byli tu sami. Po jej prawej siedziała Nimfadora, po lewej, Szalonooki Moody, a dalej McGonnagall, Flitwick i Snape.
-Zapewne ciekawi cię, dlaczego tu jesteś- zaczął dyrektor.-Cóż. Na początek chciałbym ci wyjaśnić, że jesteśmy w trakcie wewnętrznego spotkania Zakonu Feniksa.
Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia. Snape też...?
-Mamy przyjemność zaproponować ci wstąpienie do Zakonu. Już o nas słyszałaś, prawda?
Pokiwała głową.
-To jak?
Hermiona zmarszczyła brwi. Tak szybko...?
-Ja... Tak. Wstąpię. To w końcu dla dobra świata czarodziei.
Szalonooki łypnął na nią szklanym okiem. Snape prychnął pod nosem, za to McGonnagall pokiwała z uznaniem głową.
-Więc czas zacząć opowieść. Filiusie?
Mały profesor wstał, odchrząknął i zaczął piskliwym głosem:
-Jest to historia z czasów, kiedy Hogwart był jeszcze pod nadzorem założycieli. Rowena Ravenclaw, w tajemnicy przed towarzyszami, postanowiła stworzyć księgę. Nie chciała, żeby ważne wydarzenia w szkole zostały zapomniane lub tylko opowiedziane przez kogoś postronnego. Księgę nazwała Prawdziwą Historią Hogwartu. Są w niej zapisywane wszystkie ważne wydarzenia, każdy dzień, każda godzina. Nawet to, że tu siedzimy.
McGonnagall położyła Flitwickowi rękę na ramieniu. Teraz jej kolej.
-Rowena powiedziała o księdze tylko Salazarowi Slytherinowi, który w tamtym okresie był jej bliskim przyjacielem, a także wtedy zaczynał buntować się przeciwko nauczaniu mugolaków w Hogwarcie.
Godryk i Salazar byli zakochani w Heldze Hufflepuff. Oboje walczyli o jej względy. Ona już od dawna darzyła miłością Gryffindora, ale wiedząc, jaki jest Slytherin, zwlekała z podjęciem decyzji. W końcu jednak oświadczyła, że chce być z patronem Domu Lwa. Slytherin wściekł się i poprzysiągł kochankom zemstę. Przez rok zbierał armię, po czym zorganizował uderzenie na Hogwart. Helga i Godryk błagali o pomoc Rowenę, lecz ta odmówiła. Ta dwójka zwracała się do niej tylko z problemami, nigdy nie dawali nic bezinteresownie. To właśnie w Slytherinie kobieta odnalazła przyjaciela, mimo, iż był zwyrodnialcem bez zasad. Na czas bitwy Rowena schowała się w komnacie z księgą.
Gryffindorowi udało się zebrać małą armię i razem odparli atak Salazara. Po tych zdarzeniach Slytherin został wygnany poza granicę Hogwartu i już nigdy nie mógł wejść na jego teren. Rowena Ravenclaw nie zgodziła się, żeby jego dom usunięto ze szkoły - w końcu nie był głupi i potrafił dać swoim uczniom wiedzę. Jednak podczas bitwy wtargnięto do komnaty z księgą - nie byli to ludzie Salazara, o nie. Chcieli ukraść księgę. Rowena z trudem odparła ich atak. Nie wiedziała, jak Helga dowiedziała się o księdze, dlatego też postanowiła ukryć Prawdziwą Historię Hogwartu. Zapieczętowała komnatę z nią tak, żeby tylko dziedzic jej lub Salazara mógł tam wejść. Inna osoba po prostu myliła korytarze niedaleko księgi lub nagle zapominała, po co w ogóle jej szuka. Legenda głosi, że mapę do księgi można uzyskać z listopadowej pełni.
Hermiona z ciekawością wysłuchała opowieści, trochę mrocznej, ale godnej uwagi. Wpatrywała się w obrazy czarowane przez Snape'a - widziała Rowenę Ravenclaw tworzącą Prawdziwą Historię Hogwartu, Godryka Gryffndora kłócącego się z Salazarem Slytherinem, bitwę o księgę, wygnanie Salazara, pieczętowanie komnaty.
Kiedy opowieść się skończyła, Dumbledore zabrał głos:
-I to właśnie będzie twoje zadanie, Hermiono. Musisz odnaleźć księgę i przeczytać przebieg ataku Slytherina na Hogwart. Wiemy, że Voldemort korzysta z zapisków w dzienniku Salazara. Nie wie o księdze. Czas goni, a historia zatacza koło. Musisz ją znaleźć.
Hermiona zmarszczyła brwi.
-Ale przecież ja nie mogę odnaleźć Prawdziwej Historii Hogwartu- powiedziała cicho.-Nie jestem przecież dziedziczką Roweny Ravenclaw, a tym bardziej Slytherina.
Dumbledore wstał i zaczął machać różdżką, tworząc napisy i złote linie.
-Rowena Ravenclaw wydała na świat dwie córki: Helenę i Marię. Maria wyszła za mąż za przyzwoitego czarodzieja. Mieli trójkę dzieci: dwóch chłopców i dziewczynkę. Córka związała się z mugolem - oczywiście powiedziała mu, że jest czarownicą. Tej parze urodziły się bliźniaczki: jedna miała potężną moc magiczną, druga okazała się nie mieć jej w ogóle. Charłaczka wyszła za mugola i od tej pory co pięćdziesiąt lat rodziła się istota magiczna.
Z napisów i złotych linii wyszło wielkie drzewo genealogiczne: na samym dole, gdzieś z boku było imię i nazwisko szatynki. Hermiona Granger.
-Już rozumiesz, Hermiono?- pisnęła Tonks.-Jesteś dziedziczką Roweny Ravenclaw.
Dziewczynę zamurowało. Powoli wstała i skierowała się w stronę wyjścia. Tonks i Moody już wstawali, ale Dumbledore zatrzymał ich ruchem ręki.
-Musi się z tym oswoić.
***
Hermiona szybko znalazła się na Wieży Astronomicznej. Przełożyła nogi przez barierkę, oparła się plecami o zimny, gładki kamień i zamknęła oczy. Ona dziedziczką Ravenclaw? Najzdolniejszej czarownicy o jakiej słyszał świat czarodziei? To sen. Głupi sen...
Złapała się za głowę. Jak to w ogóle możliwe?!
Szatynka westchnęła. Wychyliła głowę i zamachała nogami w powietrzu. Zimny wiatr otrzeźwił jej umysł, jak zawsze, i powoli zaczynała znów myśleć jak człowiek. Dumbledore pokazał jej w końcu drzewo, tak? Tam było wszystko. Po co mieliby kłamać? Zresztą, trzeba spróbować. Prawda wyjdzie na jaw, jeśli uda jej się odnaleźć Prawdziwą Historię Hogwartu.
WOW :D zaskoczylas mnie :D Weny:D Pozdrawiam,Lili:D ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com panstwoweasley.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPoczątek śmieszny, zresztą tak jak poprzednie rozdziały, ale postanowiłam przeczytać do końca i nie rozczarowałam się
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! *.* Oczarował mnie wręcz. Pisz szybko, błagam, bo długo się wyczekałam na ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę WENY! ;*
OMG!!! Jest genialne! Jeszcze nie spotkałam się z pomysłem łączenia Miony i Roveny, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Tylko, nie wiem czy innym też, wydawało mi się przy czytaniu, że Dumbledore, Tonks, Moody i inni członkowie ZF są strasznie płytcy, bo przyjmują Hermionę tylko ze względu na jej pokrewieństwo z założycielką Ravu...
OdpowiedzUsuńPisz szybko dalej, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej!
POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY :*
* Weasleyówna